Home » Wydanie 20-2020 » Z PRAKTYKI » Otwarty na nowe: Marco Horsch, DE

Otwarty na nowe

Marco Horsch, DE

W ostatnim czasie rolnictwo przechodzi poważne zmiany nie tylko z powodu nacisków politycznych, ale także społecznych. Metody upraw, które do tej pory się sprawdzały, obecnie coraz częściej stawiane są pod znakiem zapytania. Wielu rolników otwiera się nowe możliwości w uprawie swojej gleby. Jednym z nich jest Marco Horsch.

Marco przejął rodzinne gospodarstwo w Sitzenhofie. Prowadzi również firmę Bintec razem z Joachimem Suttorem. Firma ta ma swoją siedzibę w Sitzenhofie, gdzie sprzedaje profesjonalne rozwiązania do magazynowania zboża. Marco Horsch wraz z jednym pracownikiem uprawia łącznie 300 hektarów ziemi uprawnej. Z czego 80 hektarów uprawiane jest na zlecenie innych gospodarstw. W całym swoim gospodarstwie Marco Horsch prowadzi pięciopolowy płodozmian. W tym celu połączył poszczególne pola w jednorodne bloki zagospodarowywania.

„Jeśli chodzi o maszyny, mam ich niewiele. Moimi jedynymi maszynami, których używam w swoim gospodarstwie, są traktory” – wyjaśnia Marco Horsch. Co się tyczy kombajnów, siewników czy sprzętu uprawowego, to razem z innymi rolnikami korzysta ze sprzętu udostępnianego przez regionalne organizacje samopomocowe. Główna idea regionalnego rolnictwa jest dla niego bardzo ważna, dlatego wspiera ją poprzez swoje członkostwo w tamtejszych kółkach maszynowych.

„Troska o siebie nawzajem jest niezbędną cechą, niejako znakiem towarowym naszych kółek maszynowych. To świetnie funkcjonuje. Dobrym przykładem na to jest nasza społeczność kombajnów zbożowych. W okresie żniw każdy członek koła zdaje sobie w pełni sprawę z tego, że czasami musi dość powściągliwie formułować swoje oczekiwania, a swoje roszczenia „ustawić z tyłu”. Wszyscy podążamy w tym samym kierunku i staramy się jak najszybciej zebrać plony poprzez optymalną koordynację i zharmonizowanie prac.
A to również oznacza, że trzeba umieć poczekać dzień lub dwa, zanim nadejdzie kolej na moje pola!” – zauważa nasz rozmówca. Razem rolnicy zbierają jednym kombajnem około 500 hektarów zboża i rzepaku. Marco Horsch świadomie korzysta na własnych glebach z mniejszych i lżejszych traktorów, aby jak najmniej ciężaru przenosić na pole i przez to chronić glebę. Pozostali członkowie spółdzielni mają czasami odmienne podejście odnośnie do tej kwestii.

Samojezdny opryskiwacz, którym Marco Horsch pracuje w swoim gospodarstwie, został wyprodukowany w 1989 roku. Leeb PT 150 jest pierwszym i najstarszym opryskiwaczem samojezdnym, jaki HORSCH wypuścił na rynek. Jego szerokość robocza wynosi 24 m i w przeciągu ponad 30 lat był wielokrotnie aktualizowany.

Kształtowaniy przez rodzinne tradycje

Lata młodości Marco Horscha przypadły na początki firmy HORSCH Maschinen GmbH, z którą zetknął się jako młody człowiek. Poza tym był również pod silnym wpływem rodzinnych idei dotyczących uprawy konserwującej. Dorastał w okresie rozkwitu uprawy minimalnej i przekonał się namacalnie, że ta metoda uprawy szybko sięga granic w Schwandorfie i okolicach. Do dziś intensywnie zajmuje się glebą i bada, w jaki sposób może jeszcze bardziej zoptymalizować uprawę swoich gleb. Jak mówi: „Nie interesuje mnie uprawa według przepisu. Chcę próbować nowych rzeczy i zdobywać własne doświadczenie. Chcę cieszyć się swoją pracą, nawet jeśli z góry wiem, że jeden z moich licznych testów polowych może się nie powieść. Jednocześnie mam świadomość, że moja forma rolnictwa musi być również opłacalna finansowo i że muszę na niej zarobić”. W tej chwili bardzo odpowiada mu to, że zróżnicowany płodozmian jest subwencjonowany, gdyż przynosi mu to korzyści finansowe. Pięciopolowy płodozmian ma tę dodatkową zaletę, że na jego polach występuje mniej problemów z chwastami. W skład jego płodozmianu wchodzą: zboża, rzepak, zboża i kukurydza, a następnie uprawa jara roślin kwiatowych lub strączkowych. Swój wcześniejszy intensywny płodozmian poszerzył głównie o rośliny strączkowe i kukurydzę. W przeszłości jego płodozmian obejmował wyłącznie pszenicę i rzepak. Okres zbiorów czy siewów charakteryzował się zatem dużym nakładem pracy i sporym stresem. Ogromną ulgą okazał się dla niego pięciopolowy płodozmian. Terminy poszczególnych zabiegów, zbiorów lub siewu nie przypadają na ten sam czas, co pozwala mu lepiej rozłożyć godziny pracy.

„Dużo eksperymentuję z uprawą międzyplonów. Na przykład nie wysiewam ich na całym polu, tylko na połowie. Moim celem jest ocena wpływu następnej uprawy na plony” – mówi. Celowo powstrzymuje się od uprawy gorczycy jako międzyplonu, aby uniknąć nietolerancji z uprawianym po niej rzepakiem. Rzepak jest nadal włączony do płodozmianu jako dominująca roślina liściasta. Od kilku lat próbuje także uprawiać soję – nie tylko po to, aby jeszcze bardziej poszerzyć płodozmian, ale także, by wesprzeć rolnictwo regionalne. Jak dotąd jest zadowolony z uprawy soi: „Plony wahają się między 3,5 a 4,5 tony. Po zbiorach strączki soi są tłoczone, a uzyskany z niej olej sprzedawany wyłącznie w regionie”.

Wprawdzie Marco Horsch nie zamierza przestawiać swojego gospodarstwa na rolnictwo ekologiczne, ale zdaje sobie sprawę, że oferuje ono dobre podejście, które chciałby wypróbować w swoim gospodarstwie – zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię gleby. Im więcej zajmuje się tym tematem, tym bardziej staje się dla niego zrozumiałe, dlaczego uprawa minimalna w latach 80. sięgnęła swoich granic w Schwandorfie i okolicach. „Mieliśmy wtedy bardzo wąski płodozmian. W ten sposób niszczyliśmy wszystkie zalety, które uzyskaliśmy dzięki minimalnej uprawie. W międzyczasie doszedłem do wniosku, że głębokie spulchnienie gleby jest niezbędne. Ponadto utrzymywanie „czarnych” pól było dużym błędem – zarówno wtedy, jak i dzisiaj. Nie tylko same międzyplony są ważne dla tworzenia próchnicy, ale także wysięki (eksudaty) z korzeni.  Okresy, w których nie uprawia się kultur roślinnych, należy wykorzystać do gromadzenia próchnicy w glebie dzięki międzyplonom. Gdybyśmy wiedzieli to już w latach osiemdziesiątych XX wieku, to z pewnością odnieślibyśmy większy sukces w uprawie minimalnej” – dodaje. Marco Horsch przyznaje jednak, że również niektóre z jego gleb wymagają rozwoju pod względem zawartości próchnicy. Dlatego jest bardzo zainteresowany tym, w jaki sposób może tworzyć próchnicę w glebie przy jednoczesnym pozytywnym efekcie ekonomicznym.

O osobie: Marco Horsch
Marco Horsch jest najmłodszym bratem Philippa i Michaela Horschów. Prowadzi rodzinne gospodarstwo w Sitzenhofie w Schwandorfie. Jest żonaty z Kanadyjką. Mają dwóch synów. Przez półtora roku Marco Horsch mieszkał z żoną w Kanadzie. To tam narodził się pomysł na firmę Bintec – jego drugie zajęcie obok rolnictwa. Promocja rolnictwa regionalnego i wdrażanie nowych pomysłów to dla niego bardzo ważne zagadnienia. Jest również otwarty na uprawę roślin specjalnych.

Konopie przemysłowe jako uzupełnienie płodozmianu

Aby zwiększyć zawartość próchnicy w swoich glebach, nie tylko eksperymentuje z międzyplonami, ale także planuje zasiać wsiewki w kukurydzę. W przyszłości nastąpi znacznie większe zróżnicowanie gruntów ornych. Dlatego nie boi się szukać nowych dróg i rozwiązań. Dobrym przykładem na to jest fakt, że w zeszłym roku zaczął uprawiać konopie przemysłowe. Jak wspomina: „Podszedł do mnie młody pracownik działu marketingu firmy HORSCH.

Oprócz pracy w HORSCHU założył regionalne przedsiębiorstwo start-up, które przetwarza nasiona przemysłowych konopi na żywność. Zapytał mnie wówczas, czy mógłbym uprawiać również konopie przemysłowe. Zawsze jestem bardzo otwarty na nowe pomysły, a poza tym dzięki temu wspierałbym młode regionalne przedsiębiorstwo. Zatem szybko zdecydowałem, że mu pomogę. W pierwszym roku uprawiałem konopie na 10 hektarach. Udało mi się również włączyć konopie do mojego planu płodozmianu, zamieniając część pól z roślin strączkowych na konopie przemysłowe. Żniwa były udane. Plony wyniosły jedną tonę ziarna na hektar, co było sukcesem, ale niełatwym. Użyty kombajn zbożowy nie mógł siekać roślin, które zostały zwrócone na pole niepocięte. Okazało się, że było to wielkim błędem. Wpracowanie w glebę okazało się bardzo trudne i udało się dopiero kultywatorem HORSCH Tiger MT. Ten kultywator to połączenie ciężkiej brony talerzowej i sekcji zębów do głębokiego spulchniania. Jednak, aby wpracować konopie w glebę, jeździł tylko z sekcją zębów. Niestety konsekwencją tego było nieszczególnie wyrównane pole, co wynika głównie z ogromnej ilości słomy konopnej, która tworzyła wały. Zwłaszcza jeśli chodzi o opryski czy nawożenie, nie jest to przyjemne dla kierowcy” – relacjonuje. Również w tym roku będzie uprawiał konopie przemysłowe. Marco Horsch chce uczyć się na błędach z ubiegłego roku. Po konopiach planuje również uprawiać na tych polach dopiero kultury jare. Da mu to czas na intensywne wpracowanie resztek pożniwnych w glebę. Tym razem przed przystąpieniem do prac uprawowych chce podsuszyć resztki słomy. Ponadto zostaną również zoptymalizowane niektóre ustawienia kombajnu, aby zbiory były bardziej płynne. Z ekonomicznego punktu widzenia uprawa konopi przemysłowych opłaciła się w zeszłym roku. Duża konkurencyjność konopi eliminuje chwasty i chwasty trawiaste, natomiast pestycydy lub nawozy nie są konieczne. Dzięki temu konopie okazują się być prawdziwym ubogaceniem – zarówno dla płodozmianu, jak i wyniku operacyjnego.

Alternatywne środki ochrony roślin

Jednym z dalszych celów Marco Horscha jest ograniczenie stosowania pestycydów i postawienie w przyszłości w większym stopniu na alternatywne metody uprawy, takie jak enzymy. „Regularnie wymieniam się pomysłami na ten temat z innymi rolnikami. Wielu z nich opracowało już własne procesy produkcji enzymów. Dziedzina ta wciąż jeszcze jest w powijakach, nadal nie ma naukowo opracowanych procesów”. Marco Horsch jest również zdania, że dzięki rozwojowi alternatywnych metod społeczeństwo może zacząć postrzegać rolnictwo w innym świetle. Aby tak się stało, w przyszłości musi zostać ograniczona ilość pestycydów, oszczędnie też trzeba będzie gospodarować nawozami, mimo tego utrzymując nadal plony na stałym poziomie.

Dzięki zwiększaniu ilości próchnicy w glebie magazynowane jest również CO2, a rolnicy mogą dzięki temu w decydujący sposób przyczynić się do poprawy klimatu. Marco Horsch wyraźnie podkreśla, że o tych korzyściach należy aktywnie informować społeczeństwo. Jego zdaniem rolnicy powinni mówić bardziej otwarcie o swojej dotychczasowej pracy – w tym o błędach popełnionych w przeszłości. Jak zauważa: „Rolnictwo znajduje się obecnie w ekscytującej fazie, ponieważ musi „wymyślić się na nowo”. Ja sam przez lata uprawiałem glebę według „recepty” i za bardzo polegałem na nauce i doradcach. Wprawdzie u mnie działało to bardzo dobrze, ale zapomniałem przez to, jak to jest myśleć samodzielnie. Przede wszystkim zaniedbałem ochronę roślin. W międzyczasie doszedłem do punktu, w którym badam, jakie są inne możliwości oprócz rolnictwa na receptę” – mówi Marco Horsch na koniec wywiadu.

terraHORSCH będzie w przyszłości nadal śledzić, w jaki sposób Marco Horsch tworzy swoje rolnictwo i jaki sukces odniesie dzięki tym alternatywnym metodom.