Home » Wydanie 21-2020 » Poznaj nas bliżej » Patrząc w przyszłość (Michael Horsch)

Patrząc w przyszłość

Michael Horsch

Michael Horsch rozmawiał z terraHORSCH o rolnictwie hybrydowym w świetle zapowiedzianego przez UE Green Deal („Zielonego Ładu”). Zwrócił także uwagę na to, jak wiele możliwości faktycznie wciąż jeszcze tkwi w kwestii magazynowania CO2 w próchnicy.

Już dziś rolników na całym świecie dotykają liczne problemy i na pewno będzie tak również w przyszłości. Niektóre wpływają zaledwie tylko na jakiś pojedynczy region, inne mają znaczenie globalne. By to zmienić, trzeba zacząć od rolnictwa regeneracyjnego. W tym miejscu musimy od razu na początku coś wyjaśnić i wytłumaczyć. Zaczęliśmy intensywnie zajmować się tym problemem, pisząc na ten temat i już otrzymaliśmy wiele informacji zwrotnych. Między innymi były to pytania w rodzaju: „Co to znaczy? Czy zrobiliśmy coś złego?” lub też: „Czy musimy coś naprawić?”. Wynikło to z tego, że termin „regeneracja” implikuje, że coś było nie tak. Dlatego od razu wyjaśniam, że w żaden sposób nie chcemy sprawiać takiego wrażenia i nie uważamy, że tak jest. Lepsze określenie dla tego problemu już kilka lat temu wymyślił HORSCH. W międzyczasie zaczęto używać go w całej branży. Nawet w komunikatach prasowych różnych ministerstw rolnictwa na całym świecie przytacza się to określenie, ponieważ ma ono głęboki sens. Już wyjaśniam, co mam na myśli – chodzi o rolnictwo hybrydowe. My nie cofamy się, ale idziemy do przodu. Kiedy mówimy o rolnictwie hybrydowym, mamy również na myśli metody, które są stosowane w rolnictwie regeneracyjnym. Poza tym jesteśmy ciekawi tego, jak będzie rozwijało się rolnictwo hybrydowe. Wyniki z sektora ekologicznego i sprawdzone metody pracy zapożyczone z rolnictwa konwencjonalnego łączą się i być może na ich podstawie w połączeniu z nowoczesną biotechnologią można będzie opracować zupełnie nową formę produkcji żywności. W dłuższej perspektywie rolnictwo hybrydowe będzie dodatkową alternatywą dla rolnictwa ekologicznego lub konwencjonalnego i np., jeśli chodzi o ochronę roślin, będzie wykorzystywać najlepsze metody mechanicznej i chemicznej ochrony roślin.

Green Deal

Następnym zagadnieniem, które jest coraz bliżej nas, jest Green Deal, który aktualnie uchwaliła Bruksela. Temat ten, nawiasem mówiąc, nie dotyczy tylko UE, ale także pośrednio przez import i eksport również rynków międzynarodowych. Obecnie wiele się dyskutuje nad tym, jak się do tego zabrać. W sumie, pomijając przemysł oraz inne działania, emisja CO2 ma zostać zmniejszona w UE co najmniej o 55% do 2030 roku w porównaniu z poziomami z roku 1990. Parlament Europejski chciałby nawet 60% redukcji. Ponadto naszym celem na 2050 r. jest uczynienie z Europy pierwszego kontynentu neutralnego dla klimatu, cokolwiek by to nie oznaczało. Jako cel do 2030 r. – czyli w ciągu najbliższych dziesięciu lat – chcemy osiągnąć 55% redukcję. W ramach „Zielonego Ładu” (Green Deal) istnieje wiele różnych obszarów i działań, takich jak np. gospodarka o obiegu zamkniętym, w której przykładowo nie produkuje się już plastikowych odpadów, a jedynie papiernicze. W gospodarce o obiegu zamkniętym uwzględnia się również takie kwestie jak: w jaki sposób samochód, który psuje się średnio po 200 000 kilometrów, jest poddawany recyklingowi? Co można użyć ponownie? Co jest do wyrzucenia? W tej kwestii istnieje wiele podobszarów.
Ważnym i dużym obszarem „Zielonego Ładu” jest tzw. Farm to Fork („Od pola do stołu”), który składa się z czterech zasadniczych aspektów. Pierwszym z nich jest 50-procentowa redukcja środków przeznaczonych na ochronę roślin. Stanowi to punkt wyjścia do obliczeń i oczywiście jest przedmiotem wielu dyskusji. Kolejny punkt to 20-procentowa redukcja nawozów. Trzecia kwestia to wycofanie 50% antybiotyków z produkcji zwierzęcej. Jest rzeczą oczywistą, że ma to ogromny wpływ przede wszystkim na producentów chemii i nawozów. Obroty w tym obszarze prawdopodobnie spadną o 50%. Ostatnia, czwarta kwestia, to przejście na rolnictwo ekologiczne – do 2050 roku 25% rolnictwa w Europie musi być prowadzone ekologiczne. To tak z grubsza podstawowe cele i wytyczne.

Interesującym w tym wszystkim jest to, że zajmowaliśmy się tymi kwestiami już od dłuższego czasu, na długo przed tym, zanim oficjalnie wydano te wytyczne. Dla nas i dla wielu naszych klientów z całego świata, z którymi jesteśmy w bliskim kontakcie, od dawna było zrozumiałe, że musimy pracować nad kwestią redukcji środków ochrony roślin i wolnej od pozostałości produkcji podstawowych artykułów spożywczych. Co w tym kontekście oznacza rolnictwo hybrydowe? Główny cel „maksymalizacja plonu jako jedyna dopuszczalna forma maksymalizacji zysku” działało wspaniale przez ostatnie 60 lub 70 lat. Zdajemy sobie z tego sprawę, że będziemy się rozwijać tylko wtedy, gdy porzucimy ten sposób myślenia. O szczegółach trzeba będzie jeszcze podyskutować. To właściwie rdzeń rolnictwa hybrydowego. Rolnictwo hybrydowe funkcjonuje tylko wtedy, gdy przestaniemy patrzeć na nie jedynie przez pryzmat absolutnej maksymalizacji zysku, co nie znaczy, że mimo wszystko nie można tego osiągnąć.

Mniejsze spożycie mięsa?

Ściśle z tym wiąże się główne pytanie: co będziemy jeść w przyszłości? Temat ten nabiera znaczenia i jest podejmowany obecnie nie tylko przez społeczeństwo Europy, USA i Kanady, ale także np. Brazylii czy Rosji. W przyszłości spożycie mięsa zostanie nieco zmniejszone a zwiększy się spożycie produktów roślinnych. W Stanach Zjednoczonych sprawa ta może stać się jeszcze bardziej ekscytująca, zwłaszcza po zwycięstwie wyborczym Joe Bidena i Kamali Harris. W swoim manifeście wyborczym demokraci, a zwłaszcza wiceprezydent Harris, zajęli bardzo wyraźne stanowisko dotyczące ograniczenia lub zmniejszenia spożycia mięsa – zwłaszcza w obszarze fast i junkfood. Nie chcę oceniać, czy to dobrze czy źle. Ta zmiana nastąpiłaby również wtedy, gdyby wybory w USA zakończyły się innym wynikiem. Flexitaryzm, czyli mniejsze spożycie mięsa, to trend dominujący obecnie w wielu krajach na całym świecie – nawet jeśli obejmuje tylko część całej światowej populacji. Jednak ludzie zmieniają swoją dietę ze względu na stan zdrowia i/lub z powodu troski o klimat. W tym kontekście substytuty mięsa należy oceniać podobnie. Nie będzie już potrzebna tak duża ilość kukurydzy i soi na paszę dla zwierząt jak obecnie. Będzie za to dużo więcej miejsca na pokarmy roślinne.
Nawiasem mówiąc, z dużą ekscytacją obserwuję, że ostatnio coraz częściej nie prowadzimy już dyskusji o tym, dlaczego lub kiedy dokładnie należy się tym zająć. Nie! Obecnie już wielu dyskutuje o tym, jak najlepiej to zrobić. Kiedy mówię o swoich refleksjach dotyczących rolnictwa hybrydowego, często słyszę: „Tak, musimy się tym zająć, aby gospodarować w sposób zrównoważony i rentowny”. Być może kwestia kumulacji pozostałości w żywności przyniesie w niektórych krajach dochody… Ponieważ ludzie chcą żywności bez pozostałości. Można to bardzo dokładnie kontrolować. Nawet jeśli domaga się tego jedynie Europa, to i tak będzie to miało międzynarodowe skutki. Kiedy w kukurydzy przywiezionej z Ukrainy lub soi z Brazylii na podstawie pomiaru okaże się, że są w niej pozostałości, to pociąg pełen pszenicy lub statek pełen soi musi zawrócić. To również są kwestie z zakresu Green Deal („Zielonego Ładu”) UE. Oczywiście są też kraje, które mogą postrzegać to jako przewagę konkurencyjną dla pszenicy. Weźmy na przykład Ukrainę. Ich pszenica trafiłaby wtedy do Egiptu lub Chin. Jeśli jednak Europa przestanie być rynkiem importowym dla kukurydzy lub soi, będzie to miało ogromny wpływ na przepływ surowców, a także na ich cenę, ponieważ kiedy producenci soi i kukurydzy szukają nowych rynków, to robią to też wszyscy inni.

Powstawanie próchnicy

Jeśli chodzi o powstawanie próchnicy, to coraz wyraźniej widać, co jest możliwe, a co nie. Faktem jest, że – tak myślę – my, Niemcy, należymy również do liderów intensywnej, nowoczesnej uprawy gleby. Jednak większość z nas nie osiągnęła jeszcze tego, co jest możliwe w tej dziedzinie pod względem maksymalnej zawartości węgla organicznego (ogólny węgiel organiczny – OWO) w naszych glebach ornych. Średnia zawartość próchnicy w naszych glebach ornych w Niemczech jest mniejsza niż dwa procent. Średnia dla użytków zielonych to pięć procent. Jak to możliwe, że łąki uprawne zawierają dwa i pół raza więcej OWO niż grunty orne? Ma to związek z tym, że fotosynteza odbywa się przez cały rok. Gdy tylko zaczyna być słonecznie i wilgotno, produkowany jest cukier. Jego część, tj. od 10% do 30% – w zależności od gatunku roślin, jest uwalniana do ryzosfery i oddawana do życia w glebie przez wierzchołki korzeni w postaci ciekłego węgla. Proces ten się silnie rozwija. Jednak na rozprzestrzenianie się życia w glebie wpływa także stężenie soli (nawozu) w glebie. Jest jeszcze niewiele badań naukowych na ten temat, jednak jedno jest pewne: przy bardziej zróżnicowanym płodozmianie, wysokim udziale międzyplonów i odpowiedniej, nieodwracalnej uprawie gleby zbliżamy się do współczynników OWO podobnych do tych w uprawianych trwałych użytkach zielonych. Powinno to umożliwić tworzenie się próchnicy do 0,1% rocznie. Ale to, co w ten sposób powstaje, to zwykle próchnica odżywcza, a nie trwała, która wpływa na zawartość gliny/iłów w glebie. Nawiasem mówiąc, obecnie widać to w rolnictwie w Kazachstanie. W ciągu ostatnich 60 lat czarny ugór był tam spulchniany na głębokość 10 cm, co spowodowało, że większość próchnicy została zużyta. Teraz uprawia się tam kultywatorem Tiger częściowo do 30 cm głębokości. W ten sposób chcą dostać się do głębszych warstw próchnicy trwałej, bo nadal jest tam zmineralizowanych wiele składników odżywczych, z których korzystają rośliny podczas wzrostu.